„Wszyscy zakładamy maski, ponieważ obawiamy się, że gdy inni zobaczą nasze prawdziwe oblicze, znienawidzą nas”- ten cytat z książki pt. „Jad. Chcę ukraść twoje życie” autorstwa S.B. Hayes ma w sobie co najmniej trochę prawdy. Każdy z nas liczy się z tym, co myślą i mówią o nim inni, przez co nie zawsze pozwalamy sobie na bycie sobą i wyrażanie szczerych opinii. Podobnie jak aktorzy w teatrze, staramy się jak najlepiej odegrać przydzieloną nam rolę. Czasami te działania są konstruktywne i świadczą o naszej dojrzałości. Innym razem ograniczają nas i sprawiają, że nie możemy w pełni wykorzystać własnego potencjału.
Metafora dotycząca zakładanych przez nas masek nawiązuje do tradycji teatralnej sięgającej starożytnej Grecji. Wcielanie się w różne role na scenie nie wymagało wówczas jedynie gry aktorskiej, ale również przywdziania maski, która wskazywała, że na czas spektaklu występujący stawał się inną osobą. W prawdziwym życiu może nie zakrywamy twarzy w sensie dosłownym, jednak niejednokrotnie ukrywamy to, kim naprawdę jesteśmy. Można powiedzieć, że odgrywamy rolę, którą wybraliśmy sami lub którą narzuciło nam społeczeństwo. W ten sposób jedna osoba może być kimś innym w zależności od sytuacji i otoczenia, w którym się znajduje. Oczywiście, co najmniej część z tych ról oraz zachowań, jakie są im przypisane, jest dla nas nienaturalna, przez co nas krępuje i ogranicza. Rola społeczna może stać się swego rodzaju więzieniem, jeśli nie pozwala nam wyrażać własnych myśli i poglądów, podążać za marzeniami i realizować potrzeb. Nawet, jeśli sami ją wybraliśmy, możemy czuć się przez nią ograniczeni – bo przecież nie wszystkie jej aspekty muszą być dla nas wygodne i łatwe do zaakceptowania.
Carl Gustav Jung, słynny psychiatra, który przeszedł do historii jako jeden z twórców psychologii głębi, pisał o personie, czyli tej części nas, która jest zwrócona ku światu zewnętrznemu. Ten aspekt naszego funkcjonowania nie oddaje w pełni naszej osobowości. Stanowi raczej wynik kompromisu, na jaki musimy iść, przystosowując się do otoczenia i okoliczności. Naukowiec przekonywał, że zdrowa i prawidłowo wykształcona persona składa się z trzech czynników: ideału „ja” (a więc tego, kim sami chcielibyśmy być), oczekiwań środowiska oraz psychicznych i fizycznych warunków ograniczających wcielenie tych ideałów w życie. Niestety, bardzo często powyższa równowaga jest fikcją. Wielu z nas dostosowuje się do tego, co narzuca społeczeństwo, nie pozwalając sobie na szczerość i autentyczność. Inni wręcz przeciwnie – robią wyłącznie to, co uszczęśliwia ich samych, przez co uchodzą za samotników i buntowników.
Czy każdy z nas nosi tylko jedną maskę? Bliższe prawdzie będzie stwierdzenie, że mamy ich całe mnóstwo i w zależności od sytuacji przywdziewamy tę, która najlepiej pasuje do okoliczności. Rano najważniejsza jest rola matki, w pracy szefowej, po południu przyjaciółki, a wieczorem – żony. Trudno oczekiwać, że pracownik banku będzie przez cały dzień „wyrażał siebie” poprzez noszenie kolorowych t-shirtów z zabawnymi nadrukami, używanie dosadnego języka czy ćwiczenie akordów na gitarze. Każdy z nas uwewnętrznił jakiś obraz osoby pełniącej określoną funkcję: ojca, przedszkolanki, lekarza, prawnika, troskliwej córki czy psychologa. Jednocześnie powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że powyższe role nie są istotą grających je osób. Wszyscy mamy cechy, które nie odpowiadają stereotypom oraz oczekiwaniom społecznym. Niezwykle ważną umiejętnością jest ocena tego, kiedy możemy pokazać „prawdziwą twarz”, a kiedy byłoby to niegrzeczne lub krzywdzące dla innych. Niezależnie od tego, jak bardzo mielibyśmy ochotę upić się na wakacjach, nie możemy tego zrobić, jeśli jesteśmy na nich ze swoimi dziećmi. Nawet jeśli pracownik nie pała entuzjazmem do niektórych ze swoich obowiązków lub czuje niechęć do konkretnego klienta – nie może dać upustu swoim odczuciom, ponieważ w ten sposób zawiódłby zaufanie szefa. Od czasu do czasu każdy z nas musi zacisnąć zęby i przywdziać maskę, nawet jeśli nas to nie uszczęśliwia.
Zastanów się, ile ról pełnisz w swoim życiu. To mogą być funkcje związane z relacjami z innymi ludźmi (np. członkami rodziny), nawiązujące do naszej pracy czy hobby. Prawdopodobnie okaże się, że tych „masek” jest naprawdę wiele. Warto od czasu do czasu pomyśleć nad tym, co daje nam ich zakładanie i czy aby na pewno są one dla nas korzystne. Oczywiście, niektórych masek nie możemy całkowicie odrzucić (np. nie możemy porzucić macierzyństwa tylko dlatego, że okazało się mało satysfakcjonujące), jednak możemy zmienić ich obraz. Być może jesteśmy dla siebie zbyt surowi i wystarczyłoby lekko zmniejszyć związaną z nimi presję, by dały nam znacznie więcej zadowolenia? Istnieją również funkcje, które po prostu nie są dla nas i warto zastanowić się nad zasadnością ich wykonywania. Być może po prostu nie jesteśmy stworzeni do odgrywania roli profesora, pielęgniarki lub partnera konkretnej osoby. Dobrym pomysłem jest zrobienie sobie małego „rachunku sumienia”: jaki korzyści wypływają z określonej maski? Jakie koszty ponosimy, gdy ją zakładamy? Co przeważa: zyski czy straty? A jeśli rola zupełnie do nas nie pasuje i nas unieszczęśliwia, to dlaczego właściwie ją przyjęliśmy? Czy ktoś nas do tego namówił? A może nasza decyzja wynikała z braku znajomości własnych potrzeb?
Maski często bywają wynikiem presji społecznej. Ta zaczyna na nas oddziaływać już w dzieciństwie, kiedy po raz pierwszy mierzymy się z oczekiwaniami oraz ocenami społeczeństwa. Rodzice wpajają nam, że dobre dziecko bez szemrania spełnia prośby opiekunów i jest im bezwzględnie posłuszne. W rzeczywistości takie przekazy są promowaniem postawy nieasertywnej i uległej, która prowadzi do tego, że nieustannie spychamy własne potrzeby na dalszy plan i żyjemy według cudzych oczekiwań. Rodzice bardzo często narzucają swoim pociechom role, które kompletnie do nich nie pasują. Niejednokrotnie są to funkcje ściśle związane z płcią i jej stereotypizacją: dziewczynki „powinny” być ciche, spokojne, wrażliwe i ugodowe, zaś chłopcy – waleczni, ambitni oraz silni. Dorosłe życie również nie jest wolne od presji ze strony rodziny, która często oczekuje, że wybierzemy z góry określoną ścieżkę zawodową, będziemy podzielali jej wartości, a także podejmiemy konkretne decyzje związane z życiem prywatnym (na ogół jest to tradycyjna ścieżka życiowa nieodłącznie związana z małżeństwem i dziećmi). Dostosowując się do tych oczekiwań, często ignorujemy własne marzenia i potrzeby. Zakładamy maski, które nas unieszczęśliwiają, ponieważ ukrywają to, kim tak naprawdę jesteśmy i chcielibyśmy być. Zdarza się też, że dorośli narzucają potomstwu konkretne role w zupełnie nieintencjonalny sposób. Jeśli dziecko od najmłodszych lat słyszy, że jest „głupie”, „leniwe” czy „krnąbrne”, w pewnym momencie zacznie dostosowywać się do tego obrazu, nawet, jeśli nie jest on prawdziwy.
Chowając się za maską, oszukujemy nie tylko innych, ale również samych siebie. Poprzez odgrywanie roli ukrywamy swoje uczucia, słabości i lęki. Dzięki temu czujemy się bezpieczni, ponieważ nie tylko nie narażamy się na ocenę i ewentualne zranienie ze strony innych ludzi, ale również nie uświadamiamy sobie swoich słabych punktów. Nie musimy mierzyć się z własnymi traumami, troskami i tęsknotami. Możemy udawać, że odnosimy sukcesy i świetnie czujemy się w narzuconej nam roli, nawet, jeśli taki obraz jest całkowicie oddalony od rzeczywistości.
W latach 60-tych ubiegłego wieku wybitny pediatra i psychoanalityk, Donala Winnicott wprowadził pojęcie „fałszywego self” (lub „fałszywego ja”). Pojawia się ono, gdy potrzeby dziecka nie są zaspokajane lub rodzice świadomie wpływają na nie, by było takie, jak to sobie wymyślili. Niestety, wielu opiekunów nie pozwala swoim pociechom żyć zgodnie z własnymi przekonaniami i potrzebami. Próbują wpływać na ich decyzje, zachowania, a nawet cechy charakteru. W odpowiedzi na takie przekazy dziecko zakłada maskę, która ma na celu spełnienie wszystkich pokładanych w nim nadziei i oczekiwań. Nie jest sobą, bo nie czuje, że ma do tego prawo i byłoby kochane niezależnie od ewentualnej inności.
Rodzice, którzy przelewają na swoje potomstwo własne frustracje, niespełnione ambicje oraz lęki, nieświadomie obsadzają je w konkretnej roli. Jedną z nich jest tzw. „rodzinny bohater”, który jest odpowiedzialny, przykładny i nad wyraz dojrzały. Najczęściej jest to najstarsze dziecko, które często zachowuje się jak rodzic własnych rodziców. Odkłada na bok własne potrzeby, by spełniać cudze. Nieustannie walczy o podziw, miłość i akceptację innych. Trudno im zaakceptować własną słabość, nie lubi wzbudzać litości i prosić o pomoc. Zupełnie inną rolą jest „rodzinna maskotka”, czyli osoba skupiająca na sobie całą uwagę otoczenia, przymilna i urocza. Na ogół rolę tę przyjmuje najmłodsze dziecko w rodzinie. Choć rodzina darzy są specjalnymi względami, rzadko traktuje ją poważnie. Drugie lub środkowe dziecko zwykle obejmuje rolę „kozła ofiarnego’, które czuje się odsunięte, gdyż nie jest w stanie konkurować z bardziej lubianym i podziwianym rodzeństwem. Z tego powodu zwraca na siebie uwagę trudnym zachowaniem (np. piciem, braniem narkotyków, wagarowaniem) lub swoje poczucie własnej wartości opiera na zupełnie innej grupie: rówieśnikach. Ostatnią z rodzinnych ról jest „niewidzialne dziecko”, które za wszelką cenę chce uniknąć sprawiania innym kłopotów, o nic nie prosi i izoluje się przed innymi. Nierzadko ucieka w świat fikcji dostępny poprzez filmy i literaturę. Taka osoba czuje się bezwartościowa, ma problemy z pewnością siebie, a w dodatku obwinia siebie za ewentualne problemy, z którymi mierzy się rodzina. Często ulega przekonaniu, że gdyby jej nie było, jej bliscy byliby szczęśliwsi.
Jak widać, czasami maski stanowią dowód na zdrowe przystosowanie do życia w społeczeństwie, a innym razem są prawdziwym przekleństwem. Ważne jest to, byśmy się za nimi nie chowali i nie tracili kontaktu z własnym wnętrzem. Jeśli masz wrażenie, że role społeczne cię ograniczają, zatrzymaj się na chwilę i zastanów się, kim naprawdę jesteś. Pomyśl o tym, jakie wartości są dla ciebie najważniejsze, jakie masz poglądy i o czym marzysz. Życie jest zbyt krótkie, by nieustannie chować się za maską i marnować czas na realizowanie scenariusza, który napisał ktoś inny.