Depresja a uzależnienie

Depresja a uzależnienie

Alkoholicy, narkomani, lekomani. Wszyscy oni postrzegani są przez ogół społeczeństwa w podobny sposób: wzbudzają w nas obawy, poczucie niebezpieczeństwa, niepokój, a często również pogardę. Widok osoby uzależnionej, chociażby od alkoholu rodzi w nas negatywne emocje, co z kolei utrudnia nam ujrzenie w takim człowieku kogoś, kto być może w pewnym momencie swojego życia przegrał walkę z dręczącymi go problemami. Depresja prowadzi do wielu przykrych konsekwencji, a jednym z nich mogą być właśnie uzależnienia.

Ranking osrodków terapii, depresja a uzależnienie

Wielokrotnie spoglądając na brudnego mężczyznę, toczącego się po ulicach miasta z butelką piwa w ręku, myślimy, że sam jest sobie winien — tak bardzo musiał przecież żyć w oderwaniu od moralnych zasad. Owszem, to podjęte przez niego decyzje doprowadziły go do tego stanu. Nie dostrzegamy jednak, że prawdopodobnie ów człowiek, sięgnął po używki, gdyż w osamotnieniu i depresji borykał się ze swoimi problemami.
Wiele uzależnień miało swój początek w depresji, a depresja nie jest wcale czymś, co łatwo ukryć. Co więcej, ludzie, których ona dotyczy, nie starają się zataić swojego stanu przed bliskimi. Depresja jest chorobą i jak każde inne schorzenie ma charakterystyczne dla siebie objawy. Zawsze powinniśmy je traktować jako ciche wołanie o pomoc, które bywa niejednokrotnie ignorowane.
Umiejętność rozpoznawania symptomów depresji i odpowiednia na nie reakcja może skutecznie uchronić bliską nam osobę, nie tylko przed konsekwencjami mającym swój wyraz w strefie emocjonalnej, ale także przed próbami samobójczymi oraz działaniami prowadzącymi do uzależnień. W przeciwnym razie alkohol, narkotyki, czy też leki staną się dla niej sposobem na oderwanie się, od zdających się nie mieć rozwiązania, problemów. Będą się jawiły jako jedyna droga ucieczki i zapomnienia, lecz równie skuteczna, jak i zgubna.
Faktem jest, że gdy sięgamy po alkohol, problemy zdają się oddalać, jednakże, gdy przestajemy być pod jego wpływem, dręczące nas sprawy nadal nie mają swojego rozwiązania, a stan depresyjny nie mija.

Ranking osrodków terapii, depresja a uzależnienie

Jak zatem nauczyć się rozpoznawać objawy depresji?
Pierwszym krokiem powinna być wnikliwa obserwacja zachowań. Pochłonięci swoimi sprawami nie znajdujemy czasu na zainteresowanie się problemami otaczających nas osób. Puszczając mimo uszu ich skargi, sprawiamy, że taka osoba, zamyka się w sobie, co w krótkim czasie może stać się zalążkiem zaburzeń depresyjnych. Nieco więcej wrażliwości i poświęcenie odrobiny swojego czasu na rozmowę, da takiej osobie poczucie wsparcia i pozwoli jej odreagować na codzienne stresowe sytuacje. Częściej jednak osoba dotknięta depresją nie mówi głośno o swoich problemach. Wnikliwa obserwacja umożliwi nam zauważenie typowych dla tej choroby objawów.
Jednym z nich jest długotrwały smutek. Jeśli odnosimy wrażenie, że bliska nam osoba przez dłuższy czas pozostaje w obniżonym, apatycznym nastroju, powinniśmy uznać to za symptom depresji.
Podobnie ma się w przypadku, gdy nie można skonkretyzować przyczyny takiego stanu emocjonalnego. Depresja nie musi bowiem wynikać z trudnej sytuacji, czy ciężkiego przeżycia. Przygnębienie i brak chęci do życia może być nieumotywowane przez żadne przykre wydarzenie.
Kolejnym symptomem, który powinien nas zaniepokoić to przesadny, nieadekwatny do rzeczywistej sytuacji pesymizm. Często osoby z depresją uzasadniają go przesadzonymi, czarnymi scenariuszami.
Do tego wszystkiego, często dochodzi bezsenność oraz notoryczne myśli samobójcze. Te ostatnie, jako że są charakterystyczne dla zaawansowanej depresji, jednoznacznie na nią wskazują.
Z drugiej strony, gdy widzimy, że bliska nam osoba zaczyna regularnie zażywać alkohol, narkotyki, bądź leki powinniśmy starać się, by jak najszybciej udała się do specjalisty, gdzie otrzyma profesjonalną pomoc. Nawet jeśli wydaje nam się, że stan danej osoby daleki jest jeszcze od alkoholizmu, czy innego uzależnienia.
Niezwykle ważna jest szybka reakcja i zapobieganie uzależnieniom, które często bywają bardzo niepozorne. Pomoc można uzyskać u psychologa i specjalnych ośrodkach leczenia uzależnień.

Narkotyki miękkie a twarde.

Narkotyki miękkie a twarde.

Choć wiemy, że wszystkie substancje psychoaktywne w negatywny sposób oddziałują na mózg oraz cały organizm człowieka, w naszej świadomości zakorzenił się podział na narkotyki „miękkie” oraz „twarde”. Ta klasyfikacja często bywa myląca, ponieważ nie można powiedzieć, że tylko część tego typu środków jest niebezpieczna, a po resztę można sięgać bez obaw o własne zdrowie.

 

Warto zaznaczyć, że narkotyki bywają dzielone ze względu na rozmaite kryteria. WHO, czyli Światowa Organizacja Zdrowia stosuje podział na: opiaty (np. heroina, morfina), psychostymulanty (np. amfetamina, metamfetamina), kokainę, marihuanę i haszysz, halucynogeny (np. DMT), psychodeliki (np. LSD-25), środki lotne (kleje), leki uspokajające i barbiturany, nikotynę, alkohol oraz steroidy.

Ranking Ośrodków Terapii, narkotyki.

Druga klasyfikacja została utworzona ze względu na działalnie fizjologiczne i jest stosowana w farmakologii. Według jej kryteriów możemy wyróżnić:

stymulanty, czyli substancje pobudzające ośrodkowy układ nerwowy (amfetamina i jej pochodne: amfetamina, metaamfetamina, metylfenidat; efedryna i jej steroizomery: efedryna i pseudoefedryna; N-metyloksantyny: kofeina, teofilina, teobromina);

depresanty, czyli substancje działające opóźniająco na ośrodkowy układ nerwowy (benzodiazepiny, np. diazepam, flunitrazepam; depresanty nasenne: alkohol, eter, barbiturany, chloroform, wodzian chloralu; opioidy, np. opium, kodeina, tramadol, morfina, heroina, metadon);

psychodeliki, czyli substancje wywołujące zaburzenia w ośrodkowym układzie nerwowym (delirianty, np. skopolamina, atropina; pozostałe psychodeliki np. Salvinorin A, psychodeliki stymulacyjne, np. MDMA, MDA, meskalina, DOM, LSD-25, AMT, DMT, dysocjanty, np. podtlenek azotu, ketamina);

konopie indyjskie i ich pochodne, np. THC (są wyróżniane jako osobna kategoria, ponieważ wykazują zarówno działanie stymulacyjne, jak i depresyjne, a ponadto posiadają cechy psychodelików).

Choć obie powyższe klasyfikacje wydają się bardziej precyzyjne, w prywatnych rozmowach oraz przekazach medialnych najczęściej pojawia się podział na narkotyki miękkie i twarde. Warto zaznaczyć, że jest on oficjalnie przyjęty wyłącznie w znanej z liberalnych przepisów Holandii – według prawa tego państwa używanie narkotyków „miękkich” jest legalne. Pozostałe kraje traktują ten podział w sposób umowny i nieregulowany prawnie.

Choć przepisy obowiązujące w Holandii uznawane jest za zbyt liberalne i niosące za sobą pewne zagrożenia, należy wspomnieć o statystykach mówiących, że taki podział zatrzymał niebezpieczny trend przechodzenia dużej liczby Holendrów z narkotyków miękkich na twarde. Powodem jest zaopatrywanie się w środki odurzające w tzw. coffee shopach i wynikający z tego mniejszy kontakt z dilerami oferującymi bardziej szkodliwe substancje. W efekcie Holandia ma bardzo niski przyrost nowych użytkowników heroiny, a poziom konsumpcji marihuany nie odbiega znacząco od średniej na terenie całej Europy.

Ścisłe, jednoznaczne rozróżnienie na narkotyki miękkie oraz twarde nie jest do końca możliwe, ponieważ szkodliwość każdej z substancji psychotropowych przez różnych specjalistów bywa oceniania w odmienny sposób. Można się nawet spotkać z dość skrajnym podejściem, według którego nie powinno się dzielić narkotyków na mniej oraz bardziej szkodliwe, ponieważ każda tego rodzaju substancja stanowi ogromne ryzyko dla zdrowia oraz życia osoby jej używającej.

Ranking Ośrodków Terapii, narkotyki.

Decydując się na przeprowadzenie takiego rozgraniczenia, z reguły bierze się pod uwagę dwa czynniki:

wywoływanie uzależnienia fizycznego – w większości przypadków uznaje się, że jeśli dana substancja powoduje występowanie fizycznych objawów abstynencyjnych (np. drżenie mięśni, nadmierna potliwość, bóle brzucha, nudności), to można ją zaliczyć do narkotyków twardych;

charakter oraz rozmiar szkód będących konsekwencją zażywania danej substancji: z reguły za miękkie narkotyki uznaje się środki psychoaktywne wywołujące uczucie rozluźnienia, łagodnie podwyższające nastrój lub zmieniające percepcję, zaś do twardych zalicza się takie, które mogą wywoływać nieprzewidziane reakcje lub w dłuższej perspektywie prowadzić do poważnych szkód zdrowotnych, psychicznych i społecznych, takich jak zakażenie HIV, wyniszczenie organizmu, choroby psychiczne, utrata pracy, bezdomność prostytuowanie się w celu pozyskania środków na zakup kolejnych działek itd.

Według powyższych kryteriów do miękkich narkotyków zaliczamy:

marihuanę, która nie wywołuje uzależnienia fizycznego, ale jej wpływ na psychikę bywa oceniany w różny sposób. Istnieją badania naukowe wskazujące na to, że częste palenie marihuany powoduje trwały spadek koncentracji, zaburzenia w logicznym myśleniu, zaburzenia pamięci, spowolnienie intelektualne, a nawet może przyczyniać się do powstania schizofrenii. Należy jednak zaznaczyć, że dotyczy to osób, które sięgają po tę substancję codziennie lub co 2-3 dni – w takich dawkach marihuana, podobnie jak alkohol, może negatywnie wpływać na stan zdrowia;

ecstasy (MDMA) – środek ten uchodzi za narkotyk stosowany okazjonalnie, ponieważ większość użytkowników zażywa go najczęściej przy okazji festiwali muzycznych i imprez klubowych. Pigułki potęgują doznania słuchowe i wzrokowe, ale nie uzależniają fizycznie. Ryzyko uzależnienia psychicznego rośnie, gdy dana osoba zażywa ecstasy częściej niż raz na kilka tygodni;

LSD, czyli narkotyk, który wywołuje omamy i wyostrza percepcję. Nie stwierdzono, aby uzależniał fizycznie lub psychicznie, jednak przy częstym zażywaniu może powodować uszkodzenia mózgu, prowadzić do rozwoju psychoz i urojeń. U niektórych osób LSD nawet w minimalnej, jednorazowej dawce może wyzwalać stany psychotyczne i powodować myśli samobójcze;

grzyby halucynogenne – podobnie jak inne narkotyki z grupy halucynogenów, nie wywołują uzależnienia fizycznego, a uzależnienie psychiczne również zdarza się rzadko. Niemniej skutki spożycia grzybów halucynogennych mogą być bardzo groźne szczególnie w przypadku osób niestabilnych emocjonalnie, o rozchwianej psychice, ze skłonnościami do depresji, lub paranoi.

Ranking Ośrodków Terapii, narkotyki.

Twarde narkotyki obejmują zaś:

opioidy, czyli substancje oddziałujące na receptory opioidowe w mózgu, w tym pozyskiwane z maku pospolitego opiaty, np. kodeina, morfina, opium, heroina. Są to środki uznawane za najsilniej uzależniające (już po jednym zażyciu wywołują uzależnienie psychiczne). W bardzo krótkim czasie prowadzą do uzależnienia fizycznego, a ich stosowanie ma poważne następstwa, takie jak choroby (HIV, wirusowe zapalenie wątroby, choroby skóry, serca, układu krążenia), wyniszczenie i osłabienie organizmu, upośledzanie funkcjonowania w społeczeństwie (osoba uzależniona całe życie podporządkowuje zdobywaniu kolejnych porcji narkotyku, przez co zaniedbuje pracę, rodzinę, obowiązki domowe, podejmuje ryzykowane zachowania, wchodzi w konflikt z prawem);

kokainę – narkotyk, który pobudza, zwiększa pewność siebie i odsuwa wszelkie zahamowania, a przez to sprzyja ryzykownym zachowaniom, które niejednokrotnie stwarzają zagrożenie dla zdrowia i życia. Bardzo groźne są również objawy kokainowego „dołka”, czyli stanu po ustąpieniu działania narkotyku (depresja, ahedonia, bezsenność, myśli samobójcze);

amfetaminę, która podobnie jak kokaina nie powoduje uzależnienia fizycznego, ale bardzo silnie uzależnia psychicznie. Powoduje pobudzenie psychoruchowe, zwiększa skłonność do agresji, hamuje apetyt, zwiększa ciśnienie. Wymienione objawy w krótkim czasie prowadzą do wyniszczenia organizmu, osłabiają serce, układ krążenia, przyczyniają się do utraty wagi. Jeszcze bardziej niebezpieczna jest pochodna amfetaminy – metamfetamina, wykazująca silne działanie neurotoksyczne. Jej długotrwałe zażywanie prowadzi do upośledzenia procesów myślowych, powoduje psychozy i bardzo negatywnie wpływa na wygląd skóry, która staje się szara, sucha, z widocznymi owrzodzeniami i krostami.

Dlaczego tak trudno rozpoznać depresję?

Dlaczego tak trudno rozpoznać depresję?

Depresja bywa nazywana „chorobą naszych czasów” – rzeczywiście, częstość jej występowania w ostatnich latach przypomina epidemię. W Polsce na to zaburzenie cierpi prawie milion osób. Część z nich nie zdaje sobie sprawy z choroby lub ukrywa ją przed otoczeniem. Dlaczego tak trudno rozpoznać, że bliska nam osoba zmaga się z depresją?

 

Z uwagi na ogromne rozpowszechnienie zaburzeń afektywnych w naszym społeczeństwie, świadomość na ich temat staje się coraz większa. Bez trudu możemy znaleźć niezliczone publikacje na temat depresji i coraz częściej mówi się o tym, że może ona dotknąć każdego z nas. Teoretycznie minęły już czasy, gdy zaburzenia psychiczne traktowane były jak coś wstydliwego, do czego nie należy się przyznawać. W rzeczywistości sytuacja wciąż daleka jest od ideału: wielu ludzi nadal hołduje krzywdzącym stereotypom na temat problemów z psychiką, a osoby odbywające terapię często uważane są za słabe i nieprzystosowane.

Ranking Ośrodków Terapii, depresja

Emocje towarzyszą nam każdego dnia. Kiedy coś nam się uda, osiągniemy jakiś sukces lub spotka nas miła niespodzianka, czujemy się szczęśliwi i radośni. Zaś gdy doświadczymy odrzucenia, poniesiemy porażkę lub przydarzy nam się strata, do głosu dochodzą smutek, rozpacz i cierpienie. Tego typu reakcje uważane są za zupełnie naturalne i nie budzą niczyjego zdziwienia. Są jednak osoby, które odczuwają ogrom negatywnych emocji bez wyraźnego, obiektywnego powodu. Takim ludziom nie chce się żyć, nie mają siły ani ochoty na codzienne wstawanie z łóżka i podejmowania rozmaitych aktywności. Nic ich nie cieszy, a rzeczy, które wcześniej sprawiały im przyjemność, teraz zupełnie ich nie interesują. Każdy krok jest dla nich źródłem cierpienia, które dodatkowo potęgowane jest przez niezrozumienie ze strony otoczenia. Depresja sprawia, że nie widzą szansy na to, że jeszcze kiedykolwiek poczują radość i energię do życia.

Prawdopodobnie ok. połowy chorych nie ma pojęcia, że cierpi na groźne zaburzenie. Choć wydaje się, że wiedza na temat tego zaburzenia jest dość rozpowszechniona, w rzeczywistości istnieje przepaść pomiędzy kulturowymi wyobrażeniami a rzeczywistym obrazem depresji. Choć jej kliniczna postać może wyglądać podobnie jak w powyższym opisie, wcale nie musi idealnie się z nim pokrywać. W przekonaniu wielu z nas zaburzenia nastroju są chorobą o charakterze „czysto psychicznym”, tymczasem bardzo często są one maskowane przez objawy somatyczne. Depresja niejednokrotnie ujawnia się pod postacią bólu różnych części ciała, męczliwości, ogólnego osłabienia, zaburzeń snu, spowolnienia psychoruchowego i utraty masy ciała. Obniżenie nastroju bywa mniej widoczne od objawów fizycznych i może dołączyć do nich dopiero po pewnym czasie. Nie zawsze zresztą są to smutek i przygnębienie – równie często występują drażliwość, apatia i emocjonalne zobojętnienie.

Dodatkowo, jako że depresja posiada zarówno objawy psychiczne, jak i fizyczne, często mylnie brana jest za inną chorobę (o charakterze somatycznym), a wahania nastroju tłumaczone są troską o własne zdrowie. Rozwój zaburzenia jest stopniowy i trudny do wychwycenia. Jeśli sytuacja życiowa chorego daleka jest od idealnej, postępująca apatia, utrata zainteresowań, brak fizycznego i emocjonalnego wigoru oraz powolne „gaśnięcie” życia uczuciowego i energii nie wydają się być niczym nieprawidłowym. Najistotniejsze objawy depresji do złudzenia przypominają symptomy przemęczenia – należą do nich m.in. napięcie i rozdrażnienie, uporczywe zmęczenie, pogorszenie pamięci i bezsenność.

Ranking Ośrodków Terapii, depresja

Aby prawidłowo rozpoznać depresję, należy odejść od stereotypowego wyobrażenia „wyłącznie emocjonalnych” zaburzeń. W rzeczywistości choroby afektywne to raczej swoisty stan rozregulowania wielu rozmaitych funkcji organizmu. Chory rzeczywiście może mieć odczucia takie jak smutek, rozpacz i utrata sensu życia, ale to niejedyne zaburzenia, z jakimi się zmaga. Istotą depresji nie jest negatywne myślenie lub nieprawidłowy styl życia. W zaburzeniu tym dochodzi do rozstroju wielu funkcji: zakłócenia biorytmu snu oraz wydzielania hormonów, nieprawidłowości w zakresie ośrodkowych reakcji głodu, napędu, podstawowego poziomu lęku, wrażliwości na bodźce, zdolności do odczuwania smaku życia oraz optymizmu. Chorobowe ograniczenia powodują obniżenie nastroju oraz całą gamę trudnych odczuć. Takie całościowe spojrzenie na depresję sprzyja prawidłowemu jej rozumieniu oraz rozpoznawaniu jej u osób, u których objawy wykraczają poza smutek i przygnębienie.

Kolejnym powodem częstego nierozpoznawania depresji są próby rozpoznania jej u samego siebie. Tymczasem autodiagnoza rzadko bywa trafna (to właśnie w takich sytuacjach zaburzenia nastroju najczęściej mylone bywają z dolegliwościami somatycznymi). Zdecydowanie lepiej będzie poprzestać na podejrzeniach i skonsultować swoje odczucia ze specjalistą. Jakiekolwiek przesłanki na temat możliwej depresji to wyraźne wskazanie do wizyty lekarskiej. Tylko osoba odpowiednio do tego przeszkolona jest w stanie ocenić, czy dręczące nas objawy mieszczą się w normie, stanowią symptomy depresji, czy może wskazują na zupełnie inną chorobę.

Ojciec alkoholik – Tato, dlaczego pijesz?

Ojciec alkoholik – Tato, dlaczego pijesz?

Chyba nikt nie ma wątpliwości, że wychowywanie się w domu, w którym nadużywany jest alkohol, jest trudnym przeżyciem i negatywnie wpływa na kształtującą się psychikę dziecka. Młody człowiek musi mierzyć się z problemami, które przerosłyby niejednego dorosłego: ciągłym ukrywaniem choroby rodzica, jego nieprzewidywalnym zachowaniem, agresją, brakiem pieniędzy na potrzebne rzeczy i poczuciem, że nie jest dla ojca lub matki najważniejsze. Bardzo często musi też wykazywać się nadspodziewaną odpowiedzialnością, przejmując obowiązki rodzica i sprawując nad nim opiekę.

 

Asia ma 9 lat i pozornie niczym nie różni się od swoich rówieśników. Mieszka z mamą i tatą w średniej wielkości mieszkaniu w bloku, lubi zupę pomidorową i „Anię z Zielonego Wzgórza”. W miarę dobrze się uczy, choć zdecydowanie woli język polski od matematyki i przyrody. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Asia wiedzie całkowicie zwyczajne, przeciętne życie. Jest jednak coś, co odróżnia ją od kolegów i koleżanek z klasy – jej ojciec ma poważny problem z alkoholem.

Mam dzisiaj kiepski dzień – dostałam trójkę z kartkówki. Może nie jest to jedynka, ale z całą pewnością nie ma się z czego cieszyć. Uczyłam się, ale widocznie niewystarczająco dużo. Nigdy nie lubiłam matematyki. Wystarczy jeden błąd i całe zadanie jest już źle rozwiązane…

Denerwuję się, bo nie wiem, jak na tę ocenę zareaguje tata. Jeśli będzie w dobrym nastroju, weźmie mnie na kolana i powie, żebym się tym nie przejmowała. Być może obieca nawet, że później pomoże mi w nauce, ale raczej nie dotrzyma słowa. Ale może też mieć zły humor. Poznaję to po tym, że na stoliku w salonie stoi kilka pustych butelek po piwie. Oznaczają one, że tata miał zły dzień i musiał się zrelaksować. Nie wiem, po co to robi, skoro to nie pomaga. Jeśli tata będzie dzisiaj zdenerwowany, zacznie na mnie krzyczeć, wyzywając od leni i głupków. Bardzo nie lubię, kiedy to robi…

Dzieci wychowujące się w rodzinie alkoholowej żyją w stanie podwyższonego napięcia. Nigdy nie wiedzą, czego spodziewać się po rodzicu, przez co nie mają poczucie bezpieczeństwa. Alkoholik jest jak dwie osoby w jednym ciele: raz wyrozumiały, miły i uśmiechnięty, a innym razem agresywny i wrogi. Gdy się napije, staje się zupełnie nieobliczalny. Jedną ze strategii na przetrwanie w takiej sytuacji jest schodzenie mu z drogi. Cała rodzina chodzi na paluszkach, by nie obudzić taty (lub mamy), zataja negatywne informacje, by go nie zdenerwować i dostosowuje się do niego, jak tylko potrafi. Wszystko po to, by jak najbardziej ochronić rzadkie chwile, w których panuje względny spokój.

Żadne z moich przypuszczeń się nie potwierdziło. A przynajmniej nie w stu procentach, ponieważ tata rzeczywiście wypił kilka piw, a teraz śpi na kanapie. Nie musi chodzić do pracy, bo go z niej wyrzucili. Mama mówi, że to dlatego, że lubi sobie wypić, ale tata zawsze odpowiada jej, że szefa nie powinno obchodzić to, co robi w wolnym czasie. Nie cierpię, kiedy się kłócą. Bardzo nie lubię krzyków. Chciałabym, żeby moi rodzice zachowywali się bardziej jak mama i tata Karoliny, mojej koleżanki. Oni nigdy nie podnoszą na siebie głosów, dużo się śmieją i chodzą na spacery, trzymając się za ręce.

Tata już nie szuka pracy. Mówi, że nikt nie potrafi się na nim poznać i go docenić. Z tego powodu spędza całe dnie na kanapie, a pracuje tylko mama. Od kiedy to ona nas utrzymuje, mamy znacznie mniej pieniędzy. Z tego powodu na obiad coraz częściej jest tylko zupa, a ja już od dwóch miesięcy proszę o nowe spodnie – stare robią się już za krótkie. Mama z reguły mi współczuje, ale czasem moje przypomnienia sprawiają, że się denerwuje i zaczyna krzyczeć, że miałaby pieniądze, gdyby tata pracował albo chociaż nie wydawał wszystkiego na alkohol. Tata mówi wtedy, że znowu się go czepia i że jemu też należy się coś od życia. A spodnie mogłaby mi przedłużyć („Co z ciebie za kobieta, skoro nawet szyć nie potrafisz?”).

Rodzina alkoholowa

W rodzinie alkoholowej zarówno psychologiczne, jak i bytowe potrzeby dziecka nie są zaspokajane. Na początku rodzicom udaje się utrzymać względną normalność – alkohol jest jednym z mniej znaczących wydatków. Z czasem, gdy problem narasta, coraz trudniej jest im wiązać koniec z końcem. Wydatki na alkohol rosną, a wiecznie pijanemu nałogowcowi coraz trudniej jest wywiązywać się z obowiązków zawodowych. Nie pojawia się w miejscu pracy z powodu kaca, coraz gorzej sobie radzi z zadaniami służbowymi i coraz mniej zależy mu na dziedzinach życia innych niż picie. Z reguły na tym etapie traci zatrudnienie, a obowiązek utrzymania rodziny w całości spada na drugiego małżonka. Aby zdobyć alkohol, osoba uzależniona niejednokrotnie wydaje oszczędności przeznaczone na inny cel (np. studia dla dzieci lub rodzinne wakacje) oraz zaciąga długi, których następnie nie spłaca.

Wszystkie te czynniki sprawiają, że poziom życia dziecka ulega obniżeniu. Coraz częściej chodzi w zniszczonych ubraniach, brakuje mu przyborów szkolnych, a nawet nie dojada. Może mieć wrażenie, że coraz bardziej „odstaje” pod tym względem od rówieśników, przez co czuje się jeszcze bardziej inne, wyobcowane i wstydzi się swojej sytuacji.

Dzisiaj znowu musiałam wymyślić jakiś pretekst, żeby nie zaprosić koleżanki do domu. Zawsze spotykamy się u niej, a ona coraz częściej pyta, czy mogłaby mnie odwiedzić. Kiedy byłyśmy mniejsze, często przychodziła do mnie, żeby pobawić się lalkami lub pooglądać bajki. Nie rozumie, czemu to się zmieniło, a ja nie mogę jej powiedzieć, że mój tata może być pijany. Wstydzę się, kiedy ktokolwiek ogląda go w tym stanie. Często mówi niewyraźnie, zatacza się, a czasem też krzyczy i przeklina. Gdyby Karolina zobaczyła go pijanego, na pewno nigdy więcej nie chciałaby do mnie przyjść, a może nawet przestałaby się ze mną kolegować.

Nie zaprosiłam jej jeszcze z innego powodu. Czasami, gdy tata wypije za dużo, źle się czuje. Wymiotuje, boli go głowa, trzeba pomóc mu pójść do sypialni albo podgrzać obiad. Często robię to i pomagam mu doprowadzić się do porządku, zanim mama wróci z pracy. Nie chcę, żeby się denerwowała, bo później ma zły humor nawet przez kilka dni albo kłóci się tatą i grozi, że od niego odejdzie.

Każde dziecko ma prawo do tego, żeby być dzieckiem. Brzmi to jak wyświechtany frazes, jednak nawet ta pozorna „oczywistość” bywa zaniedbywana w rodzinie alkoholowej. Nawet kilkuletnie maluchy muszą w niej walczyć o przetrwanie i przejmować na siebie część odpowiedzialności, która powinna należeć do rodziców. Pijany tata nie jest w stanie właściwie wypełniać swoich obowiązków, a jego żona jest zbyt pochłonięta opieką nad nim, by poświęcać należytą uwagę swoim dzieciom. Do tego wszystkiego dochodzi stres związany z nieobliczalnością rodzica. W takim świecie niebezpiecznie jest czuć się bezbronnym dzieckiem. Nic więc dziwnego, że aby się ochronić, dziecko alkoholika buduje w sobie siłę, by zachowywać się jak dorosły. Wspiera innych członków rodziny, wyręcza pijącego rodzica w jego obowiązkach i zajmuje się nim, gdy tego potrzebuje. Chowa butelki lub wylewa alkohol do zlewu. Na swój sposób stara się walczyć z problemem niszczącym cały system rodzinny.

Staram się ochronić tatę przed złością mamy. Wiem, że on też czuje się źle, ma problemy i na swój sposób stara się być dla nas jak najlepszy. Wiem, że pije ze stresu, więc staram się mu go oszczędzić. Z kolei mama nie raz w złości wykrzyczała, że się z nim rozwiedzie i jeśli będzie dalej się tak zachowywał, już nigdy nas nie zobaczy. Kocham ich oboje i nie chcę, żeby się rozstali. Czuję się winna, gdy nie uda mi się dopilnować taty i mama znajdzie gdzieś butelkę lub zauważy, jak bardzo jest pijany. Tak bardzo staram się ukrywać przed nią wszystko, co złe, ale nie zawsze mi się to udaje. Boję się, że przeze mnie, z powodu mojej nieuwagi moi rodzice znowu się pokłócą i tym razem już się nie pogodzą.

Z drugiej strony zdarzają się chwile, kiedy chciałabym, żeby mój tata się od nas wyprowadził, żebym miała normalne życie. Mogłabym wtedy zapraszać koleżanki do siebie i nigdy nie musiałabym oglądać go w takim stanie. Miałabym też czas na zabawę, a mama na pewno częściej zwracałaby na mnie uwagę. Pamiętam, że kiedyś była inna: mniej zmęczona, uśmiechnięta, wesoła. Lubiła pleść mi warkocze, opowiadać bajki i smażyć naleśniki. Teraz mówi, że nie ma na to siły i czasu.

Życie rodzinne w domu alkoholika jest niespójne i nieprzewidywalne. Coś, co jeszcze wczoraj było prawdą, dzisiaj może już nie mieć zastosowania. Dziecko doświadcza wybuchowej mieszanki trudnych uczuć. Z jednej strony kocha rodziców i chce dla nich jak najlepiej, a z drugiej ma do nich żal o to, że ich zachowanie tak bardzo odbiega od normy. Bierze na siebie lwią część obowiązków, przez co czuje się nadmiernie obciążone i nie ma szans naprawdę być dzieckiem. Desperacko stara się zwrócić na siebie uwagę lub przeciwnie – próbuje być niewidzialne, by nie przysporzyć mamie i tacie dodatkowych problemów i nie narazić się na ich gniew. Najbardziej na świecie pragnie mieć normalny dom i rodzinę. Tuszuje „wyskoki” pijącego rodzica w obawie, że drugi się z nim rozwiedzie. Bywa wciągane w kłótnie dorosłych, które tylko dodatkowo potęgują jego lęki. Często słyszy, że mama odejdzie od ojca, zabierając je ze sobą. Tymczasem kocha oboje rodziców i nie chce wybierać pomiędzy nimi.

Oczywiście, widzi, że winę za problemy rodzinne ponosi przede wszystkim alkoholik. Wie, że gdyby przestał pić, życie zmieniłoby się na lepsze. Dziecko po raz kolejny wchodzi więc w rolę dorosłego i opiekuna, starając się na swój sposób walczyć z nałogiem ojca. Próbuje przekonać go do zmiany i chowa przed nim alkohol, co zwykle nie przynosi oczekiwanych rezultatów. W efekcie w głowie dziecka pojawia się wstydliwa myśl: „A może moje życie byłoby lepsze, gdyby tata-pijak z niego zniknął?”. Tego typu refleksje wywołują w nim poczucie winy i wielką ambiwalencję uczuć. W takiej sytuacji trudno o spokojne, pełne miłości i poczucia bezpieczeństwa dzieciństwo.

Coraz częściej myślę, że winę za wszystkie nasze problemy ponoszą piwo i wódka. Tata zawsze mówił, że wszyscy piją i każdy dorosły ma prawo do relaksu po pracy, ale przecież inne dzieci nie muszą ciągle zajmować się pijanymi rodzicami. Dlaczego niektórzy dorośli są inni niż pozostali? Czemu to musiało spotkać właśnie moją rodzinę? Tato, dlaczego pijesz?

Samotność w sieci

Samotność w sieci

Nowoczesność i dostępność najnowszych technologii wprowadziły znaczące zmiany w zakresie naszego funkcjonowania społecznego. Z jednej strony w każdej chwili możemy skontaktować się z osobami znajdującymi się na drugiej półkuli, a z drugiej coraz rzadziej spotykamy się ze sobą na obiad lub kawę, by porozmawiać twarzą w twarz. Czy internet pomaga nam radzić sobie z samotnością, czy może ją potęguje?

 

W czasach, gdy internet był nowością i dopiero stawał się popularny w naszym kraju, wielu z nas zachłysnęło się jego możliwościami. Poczuliśmy się połączeni z całym światem, bo sieć w znaczący sposób ułatwiła nam komunikowanie się nawet z osobami przebywającymi w dużej odległości od naszego miejsca zamieszkania. W dodatku, w przeciwieństwie do tradycyjnej poczty, pozwalała nam kontaktować się szybko i uzyskiwać natychmiastowe odpowiedzi.

Z czasem media społecznościowe i komunikatory rozwijały się coraz bardziej, a ich możliwości stawały się coraz większe. Mogliśmy już nie tylko przesyłać sobie wiadomości o każdej porze dnia i nocy, ale również dzielić się ze sobą krótkimi filmikami czy zdjęciami z różnych wydarzeń. Dzisiaj jesteśmy przyzwyczajeni do tego rodzaju komunikacji tak bardzo, że już nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Wielu z nas rozpoczyna dzień od przejrzenia tablicy na Facebooku, z której możemy dowiedzieć się, kto z naszych znajomych wziął ślub w zeszłą sobotę, komu urodziło się dziecko, kto obronił pracę magisterską, a kto właśnie zmienił pracę. Mamy również wgląd w codzienne czynności osób, które znamy: normą stało się publikowanie zdjęć porannej kawy, wspomnień z weekendowej imprezy czy opinii na temat ostatnio obejrzanego filmu.

 

Czy da się kogoś poznać w sieci?

Samotność często skłania do poszukiwania nowych kontaktów za pośrednictwem sieci. Takie rozwiązanie wydaje się znacznie łatwiejsze niż wyjście z domu i próby poznania ludzi w niewirtualnej rzeczywistości. Dla osób nieśmiałych i niepewnych siebie internet bywa możliwością poczucia się kimś innym. Poznając ludzi za pomocą sieci, mniej boją się ośmieszenia, w mniejszym stopniu ograniczają ich lęk, wstyd i normy, mogą udawać lepszą wersję samych siebie i świadomie decydować o tym, jakie informacje ujawnić. Mają kontrolę nad tym, jak się zaprezentują, nie zdradzi ich mowa ciała. Często zdarza się, że ktoś, kto w prawdziwym życiu jest skryty, cichy i stonowany, na czatach i portalach randkowych staje się duszą towarzystwa, udając osobę przebojową, atrakcyjną i odnoszącą sukcesy. Nagle zaczyna mieć powodzenie u płci przeciwnej, uchodzi za kogoś zabawnego, pożądanego i mającego duże znaczenie. Z pewnością bardzo łatwo zachłysnąć się podobnymi możliwościami i uznać wirtualne relacje za znacznie bardziej pociągające, niż te w prawdziwym życiu.

Kontakty za pośrednictwem internetu mają jednak również drugą stronę medalu. Po drugiej stronie ekranu znajduje się przecież inna, żywa osoba. I ona także może w dowolny sposób kreować swój wizerunek, nie zawsze mówić prawdę lub zatajać istotne fakty na swój temat. A emocje, które odczuwamy do swojego rozmówcy, choć z naszej perspektywy są prawdziwe, mogą stanowić iluzję. Jak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy czujemy je do prawdziwej osoby, do kogoś innego, wymyślonego przez nią samą, czy może do własnej projekcji, wyobrażenia? Na ile relacje powstałe w internecie są prawdziwe, a na ile sztucznie wykreowane?

Czy „znajomi” z Facebooka to prawdziwi przyjaciele?

Najpopularniejszy serwis społecznościowy pozwala na dodanie 5000 znajomych. Choć niewielu z nas osiąga tak zawrotną liczbę, bardzo często za pośrednictwem Facebooka utrzymujemy kontakt nawet z kilkoma setkami osób. Oczywiście, większość z nich to ludzie, z którymi nie kontaktujemy się w żaden inny sposób. Wśród naszych kontaktów z portali społecznościowych znajdują się m.in. starzy znajomi z podstawówki, osoby, z którymi pracowaliśmy podczas wakacji kilka lat temu czy dawni sąsiedzi. Relacje te są powierzchowne i niewiele wnoszą do naszego życia. Gdy wstawimy zdjęcie z urlopu, a pod nim zobaczymy kilkadziesiąt „lajków”, z pewnością zrobi nam się miło. Łatwo jest wówczas ulegnąć złudzeniu, że jesteśmy lubiani, ważni dla wielu osób i mamy szeroką sieć wsparcia. Niestety, jest to tylko fasada, substytut prawdziwego życia i głębszych relacji. Warto uważać, by pogoń za internetową popularnością nie przysłoniła nam prawdziwych przyjaźni i potrzeby dbania o nie poza siecią.

 

Media społecznościowe są jak narkotyk

Internet jest tak powszechny w naszym życiu, że często nie dostrzegamy, jak łatwo możemy się od niego uzależnić. Korzystamy z niego codziennie i nawet nie zauważamy, kiedy przywiązujemy się do niego mentalnie. Młodzież odświeżająca Facebooka, Twittera lub skrzynkę mailową co kilka minut to obecnie bardzo częsty, niebudzący niczyjego zdziwienia widok. Teoretycznie można byłoby powiedzieć, że dzięki temu jesteśmy w stałym kontakcie ze światem. Z drugiej, wiemy już, że relacje podtrzymywane w taki sposób są powierzchowne i nie do końca prawdziwe. Osoba uzależniona od internetu większość czasu spędza, zgłębiając dostępne w nim treści. Przestaje interesować się tym, co dzieje się wokół niej, a możliwości, jakich dostarcza środowisko zewnętrzne, przestają być dla niej atrakcyjne. Przyzwyczaja się do natychmiastowych gratyfikacji, łatwych znajomości i przesytu bodźców. Z tego powodu zaniedbuje prawdziwe relacje, co może odbić się na całym jej życiu. W trudnych chwilach można przecież ustawić smutny status na Facebooku i liczyć na pełne współczucia komentarze, ale znacznie lepsze będzie rzeczywiste, namacalne wsparcie udzielone w prawdziwym życiu przez choćby jedną, szczerze zatroskaną osobę.

Według badań osoby kompulsywnie przeglądające portale społecznościowe są bardziej samotne i charakteryzuje je wyższe ryzyko depresji. Codzienne odwiedzanie wielu stron internetowych to tak naprawdę desperackie poszukiwanie emocjonalnego pobudzenia. Uczucia, jakich doświadczamy, spotykając się twarzą w twarz, są nam bardzo potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. Tego rodzaju głębokie emocje i relacje nie mogą być osiągnięte poprzez czatowanie lub wymienianie się informacjami za pośrednictwem Facebooka. Ograniczając się do kontaktów wirtualnych, łatwo popaść w uczuciowe odrętwienie, mogące prowadzić do depresji (tzw. „choroby niewyrażonych uczuć”), apatii i dolegliwości fizycznych, takich jak problemy trawienne, bóle głowy, mięśni i kręgosłupa czy niedotlenienie serca. Powierzchowne, wirtualne kontakty sprawiają, że czujemy się „samotni w tłumie”, tracimy prawdziwy kontakt ze światem i doświadczamy coraz większej izolacji emocjonalnej.

 

Profile na Facebooku… kłamią

Badania wykazują, że osoby spędzające więcej czasu na Facebooku są bardziej skłonne uważać, że inni mają lepsze życie niż one. Dlaczego tak jest? Przyjrzyjmy się mechanizmom, które rządzą profilami na tego typu serwisach. Każdy z nas chce zaprezentować się od jak najlepszej strony i nie jest zainteresowany dzieleniem się prozą życia. Do publikacji wybieramy zdjęcia, na których jesteśmy uśmiechnięci i wyglądamy korzystnie. Kobiety zawsze pozują w ładnych ubraniach i pełnym makijażu, a mężczyźni prężą muskuły. Niektórzy korzystają również z upiększających filtrów lub przerabiają fotografie za pomocą programów graficznych. Przeglądając profile naszych znajomych, łatwo możemy odnieść wrażenie, że ich życie składa się wyłącznie z ważnych i ekscytujących wydarzeń: egzotycznych wakacji, szalonych imprez, sukcesów zawodowych i podniosłych sytuacji z życia prywatnego, takich jak zaręczyny, śluby lub narodziny dzieci. Nikt nie chwali się kłótnią z żoną, tym, że zepsuł mu się samochód, a dziecko dostało kolejną jedynkę w szkole. Znane nam „zwykłe” osoby w internecie prezentują się jak gwiazdy z pierwszych stron gazet: nigdy nie mają pryszczy, zmarszczek, odrostów czy fałdek na brzuchu. Nie spotykają ich gorsze dni, zmęczenie czy chandra. Patrząc na ten wyidealizowany wizerunek, nietrudno poczuć się gorzej z samym sobą. Nagle przestają nas cieszyć wakacje nad polskim morzem, stabilna, choć mało ekscytująca praca i łysiejący partner z coraz bardziej rosnącym brzuszkiem.

Oczywiście, to wszystko jest jedną, wielką ułudą. My sami, wzorując się na znajomych, również dowolnie kształtujemy swój wizerunek w sieci. Publikujemy tylko korzystne zdjęcia, chwalimy się wyłącznie pozytywnymi zdarzeniami ze swojego życia i naginamy rzeczywistość, by zaprezentować ją w jak najlepszym świetle. W ten sposób stajemy się częścią błędnego koła i prowokujemy do zazdrości (i zmiany publikowanych treści) kolejne osoby.

Nie zapominajmy również o złudzeniach dotyczących kontaktów z innymi. Media społecznościowe dają nam wrażenie, że gdzieś tam są osoby, którym na nas zależy. Sami siebie odbieramy wówczas jako towarzyskich i popularnych, nawet jeśli nie pamiętamy, kiedy ostatnio wybraliśmy się na jakieś spotkanie towarzyskie. Zapominamy, że kliknięcie „lubię to!” lub napisanie pochlebnego komentarza nic nie kosztuje, w przeciwieństwie do rzeczywistego wsparcia i pomocy, gdy zajdzie taka potrzeba.

 

Czy zjawisko „samotności w sieci” to ważny argument przemawiający za tym, że powinniśmy ograniczyć korzystanie z internetu? Czy rozpowszechnienie nowoczesnych telefonów ze stałym dostępem do sieci, funkcjonalnych laptopów oraz portali społecznościowych to problem, nieuchronnie prowadzący do zaniku prawdziwych relacji międzyludzkich? Tego rodzaju domniemania wydają się być mocno przesadzone. Nie uciekniemy od wirtualnej rzeczywistości – jest ona nieodłączną częścią życia w nowoczesnym świecie. Niejednokrotnie bywa bardzo pomocna: wielu osobom umożliwia wykonywanie swojej pracy z dowolnego miejsca na świecie, usprawnia wymianę informacji, a także umożliwia odnowienie kontaktów z kimś, kogo dawno nie widzieliśmy. Ważne jest jednak to, byśmy wykorzystywali internet do wzbogacania naszych prawdziwych przyjaźni, zamiast je nim zastępować. Miejmy nadzieję, że kolejne pokolenia coraz lepiej będą adaptowały się do wyzwań nowoczesnego świata, przez co nie będą musiały obawiać się samotności w sieci.