Wywiad z Panem Kazimierzem – jak wyjść z alkoholizmu?

Wywiad z Panem Kazimierzem – jak wyjść z alkoholizmu?

ranking ośrodków terapii, jak wyjść z alkoholizmu
Kazimierz Węsło, Kraków, lat 48

 

Kiedy i w jakich okolicznościach zaczął Pan pić?

Pić zacząłem jak miałem coś około 35/36 lat, w momencie kiedy zmieniłem pracę. Byłem dość młody, odpowiedzialny i nie myślałem, że mi się to przytrafi. Ze współpracownikami wychodziłem po pracy na przysłowiowe „piwko”, które oczywiście na jednym się nie kończyło. Tak się zaczęło, że coraz częściej chciałem pić, czułem potrzebę wypicia alkoholu, więc kombinowałem jak tu gdzieś coś wypić. Doszło nawet do tego, że piłem sam w domu, albo się ukrywałem przed domownikami. To piwko, to szklaneczka wódki, potem butelka, jedna druga… Czasem nawet zdarzało się do nieprzytomności. Niestety coraz częściej.

 

Kiedy i po jakim czasie uświadomił Pan sobie, że jest uzależniony?

O dziwo bardzo szybko sobie uświadomiłem. Jakoś po paru miesiącach picia. Kiedy w domu po pierwszym upiciu się do nieprzytomności, obudziłem się na kanapie w dość „niewyraźnym” stanie. Wtedy zrozumiałem, że po prostu nie kontroluje już tego ile i jak pije. Nie myślałem, że się uzależnię wychodząc ze znajomymi wypić po pracy. Przecież to tylko relaks po pracy. A jednak przeliczyłem swoje siły i wytrzymałość organizmu.

 

Jaki był najgorszy moment w trakcie całego uzależnienia, który wpłynął na Pańską decyzję o podjęciu leczenia?

Cóż… Nie jest to miłe wspomnienie, dość bolesne fizycznie, ale w sumie uratowało mnie. Mieszkam w domu dwupiętrowym. Kiedy jednej nocy byłem pod wpływem alkoholu i schodziłem z piętra do kuchni, straciłem równowagę i spadłem ze schodów. Skutkiem tego było wstrząśnienie mózgu i złamana noga w łydce. Wiele razy sobie tłumaczyłem, że gdybym nie wypił, gdybym w ogóle nie pił, to by się nigdy nie stało. To był dla mnie dość mocny cios, po którym postanowiłem zrobić coś w końcu z moim nałogiem. Z tą nogą nawet nie mogłem iść do pracy. Zacząłem użalać się nad sobą, ale cały czas w głowie miałem myśl, że to wszystko przez alkohol.

 

Jak nałóg wpłynął na Pańskie relację z rodziną i bliskimi, a jaki miał wpływ na Pańską pracę.

Z dziećmi bardzo się od siebie oddaliliśmy. Praktycznie nie miałem z nimi w ogóle kontaktu, nie rozmawialiśmy, nie spędzaliśmy razem czasu, nawet jak nie miałem wypite. Bolało mnie to bardzo, ale w żadnym stopniu nie dziwiłem im się. Wstydziły się ojca alkoholika. Sam do tego doprowadziłem. Do domu też nikogo nie sprowadzali, bo przecież jak mogli ukazać prawdę przed znajomymi, że ich ojciec pije. Moja żona natomiast trwała przy mnie, wspierała, próbowała wielokrotnie namówić mnie na leczenie, ale nigdy jej nie posłuchałem. Nie powiem, nasze relacje również się ochłodziły, ale nie do tego stopnia byśmy się unikali, czy myśleli o rozstaniu. Nigdy jej nie tego nie zapomnę, że trwała cały ten bolesny dla niej również okres. Na całe szczęście jedyne gdzie nie miałem problemów to praca. Nie piłem w pracy, zawsze po albo w domu, nie przychodziłem pod wpływem alkoholu ani nic, nawet jeśli poprzedniego dnia przesadziłem, to brałem wolne z rana. Kiedy poprosiłem o bezpłatny urlop, bym mógł pojechać na leczenie, szef nie stwarzał problemów, zrozumiał i obiecał, że po powrocie będzie dla mnie w firmie dalej miejsce. Obietnicy swej dotrzymał, do dnia dzisiejszego u niego pracuje.

 

W jaki sposób udało się pokonać nałóg i jak długo trwa już Pańska abstynencja?

Nie piję już od 5 lat, sam jestem zdziwiony jak szybko ten czas zleciał. Leczyłem się w ośrodku leczenia uzależnień. Wybrałem ośrodek stacjonarny, bo bałem się, że sam nie będę potrafił się kontrolować i sobie nie poradzę z tym. Nie był to łatwy okres dla mnie, ani dla mojej rodziny, ale byłem zmuszony by coś z tym zrobić i wierzyłem, że się uda. Ośrodek, w którym przebywałem około 2 miesięcy nazywa się Wiosenna. Jest zaraz pod Krakowem w Ściejowicach. Miałem tam wspaniałą opiekę, która równie mocno we mnie wierzyła co ja i moja żona. Oczywiście po pobycie u nich nie zaprzestałem leczenia, ale czułem się na tyle silny by wyjść z ośrodka i dojeżdżać na terapię. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, do rodziny. A leczenie dalej prowadzę z psychoterapeutą. Szczególnie jak czuje, że mam gorszy okres, albo coś idzie nie po mojej myśli. Kiedyś bym sięgnął po butelkę, teraz wiem, że to nie jest rozwiązanie.

 

Kto najbardziej Panu pomógł podczas wychodzenia/leczenia z nałogu?

Przede wszystkim żona. Z dziećmi prawie nie miałem kontaktu, moi nowi znajomi z pracy popijali dalej. Jakby nie patrzeć została mi wtedy tylko żona, ale nie mam na co narzekać. Ta kobieta dbała o mnie w każdym okresie, była przy mnie i mnie wspierała. Potrafiła być konsekwentna, na alkohol mi nie dawała, samego alkoholu do ręki też mi nie wsadzała. Jak straciłem przytomność w salonie na fotelu, to mnie tam zostawiała. Tak abym odczuwał skutki picia, ale oczywiście nie pozwoliła, aby mi się jakaś krzywda stała. Ta złamana noga, to oczywiście była tylko i wyłącznie moja wina, bo kto mi kazał po pijaku chodzić po schodach…

 

Jaka była rola rodziny podczas walki z nałogiem?

Tak jak już wspomniałem, żona była dla mnie wielkim oparciem, natomiast dzieci… No właśnie dzieci… Ciężko mi mówić o tym, bo zachowywały się nawet w pewnym momencie jakby mnie nie było, jakbym nie istniał. Były dla mnie jakby takim wielkim motywatorem, aby udało się wyjść z tego uzależnienia i żebym mógł odnowić z nimi kontakt. Bym mógł zasłużyć na kolejną szansę bycia dla nich ojcem.

 

Ile było prób wyjścia z nałogu?Jeśli było ich więcej niż jedna, to dlaczego poprzednie się nie powiodły.

Ośrodek leczenia uzależnień Wiosenna, to była pierwsza próba wyjścia z nałogu. Z dumą w głosie powiedziałbym, że udana. Po dwóch miesiącach pobytu w tym ośrodku poczułem się już na tyle silny by wyjść. To był ten moment, kiedy wiedziałem, że mi się udało, że nie będę już więcej pić. W dalszym ciągu zmagam się z nałogiem i wiem, że zawsze tak już będzie. Alkoholik już na zawsze pozostanie alkoholikiem, będzie odczuwał skutki picia i często nawet zapranie się choć trochę napić… Ale ja mam dla kogo być trzeźwym i to sprawiło pewnie, że ta pierwsza próba była w pełni udana.

 

Co według Pana jest kluczowe podczas wychodzenia z nałogu?

Wiara w człowieka, że się uda. To jest chyba najważniejsze podczas całego procesu odwykowego i leczenia. Trzeba samemu wierzyć we własne siły. To, że chce się wyjść z nałogu to i tak już połowa sukcesu, ale wiara we własne możliwości sprawia, że nie chcemy się poddać, że brniemy naprzód. To, że ktoś we mnie uwierzył dało mi jeszcze więcej siły. Czułem, że nie jestem sam z tym problemem, że jak się potknę to będzie ktoś obok, kto poda mi rękę i pomoże wstać. Jak to ludzie mówią… „wiara przenosi góry”.

 

Jaką ma Pan radę dla osób, które obecnie walczą z nałogami.

Nie wstydźcie się szukać pomocy. Wiem, że to nie jest łatwe, ale „leczenie” samemu z uzależnienia jakim jest alkoholizm, czy choćby jakimkolwiek, nie da żadnych rezultatów. Nie pomoże wam rozwiązać tego problemu na zawsze, a tylko da iluzyjnie myśli, że pokonaliście ten nałóg. Będziecie mieli fałszywe poczucie wolności. Pomoc specjalistów, osób, które wiedzą jak sobie radzić, albo takich, które również walczyły z nałogiem i wygrały, jest niezbędna. No i na koniec…. Nie poddawajcie się, warto walczyć o trzeźwość.