Seryjni mordercy i ich historie budzą wiele skrajnych emocji: z jednej strony czujemy do nich odrazę i lęk, a z drugiej wywołują naszą fascynację i ciekawość. Choć nigdy nie chcielibyśmy spotkać żadnego z nich na swojej drodze, z przyjemnością czytamy thrillery i opisy prawdziwych zbrodni, a także oglądamy filmy dokumentalne o brutalnych zabójstwach. Być może takie zachowanie stanowi próbę „oswojenia” tego strachu i znalezienie wytłumaczenia dla tych makabrycznych wydarzeń. Jednak czy aby na pewno jest to możliwe? Czy rzeczywiście wszystkie tego typu zachowania można wyjaśnić trudnym dzieciństwem i traumatycznymi doświadczeniami morderców? A może za ich skłonności odpowiadają zupełnie inne czynniki?
Zanim przejdziemy do poszukiwania podłoża makabrycznych zabójstw, wyjaśnijmy sobie, kim właściwie jest seryjny morderca. Wbrew pozorom, nie można określić tym mianem każdej osoby, która zabiła więcej niż jednego człowieka. Zgodnie z terminologią stosowaną m.in. przez FBI, seryjny morderca to ktoś, kto pozbawił życia co najmniej trzy ofiary i zrobił to w różnym czasie oraz lokalizacji. Przyjmuje się, że te zabójstwa nie mogą być ze sobą powiązane, np. poprzez wspólny motyw (co może mieć miejsce choćby wtedy, gdy morderca mści się za jakieś przeszłe wydarzenia, zabijając w różnym czasie kilka osób powiązanych z tą samą doznaną przez niego krzywdą). Zwykle bezpośrednią przyczyną ataku jest chęć przeżycia określonych emocji, często o podłożu seksualnym (co nie oznacza, że sprawcy muszą gwałcić swoje ofiary – samo okaleczanie czy mordowanie może dostarczać im przyjemności o charakterze erotycznym). Zdarza się również, że zabójca ma swego rodzaju poczucie misji i zabija, by „oczyścić” świat z osób, które jego zdaniem postępują w sposób niemoralny lub z innego powodu nie zasługują na to, by żyć (w takiej sytuacji wybiera na swoje ofiary osoby o wspólnych cechach, np. osoby czarnoskóre, homoseksualne, uprawiające seks z wieloma partnerami itp.). Warto podkreślić, że polskie prawo nie przewiduje pojęcia seryjnego mordercy – każde zabójstwo rozpatruje się indywidualnie, dodatkowo wyróżniając morderstwa popełnione ze szczególnym okrucieństwem oraz z motywacji zasługującej na szczególne potępienie.
Kim jest „przeciętny” seryjny morderca? Z badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wynika, że zwykle jest to mężczyzna między 25. a 45. rokiem życia, należący do klasy średniej. Wielu z nich ma tradycyjne rodziny: żony i dzieci, które zupełnie nie podejrzewają przejawianych przez nich skłonności. Podobnie jest w przypadku pozostałych krewnych, znajomych i sąsiadów – po skazaniu winnego często słyszy się, że otoczenie nie dowierza w to, co się stało, argumentując, że morderca był „taki miły, uczynny i porządny”. Wynika to zarówno ze znakomitej umiejętności maskowania się przez seryjnych zabójców, jak i z ich dwoistej natury. Często zdarza się, że są to osoby opanowane i pozornie „normalne”, które miewają jedynie momenty szczególnego napięcia emocjonalnego i psychicznego, z którymi radzą sobie poprzez popełnianie zbrodni.
Wielokrotne dopuszczanie się morderstw wynika najczęściej z osobowości psychopatycznej. Psychopata jest osobą o bardzo skomplikowanej psychice, której główne cechy to mocna impulsywność, skłonność do nieuczciwości i arogancji oraz deficyty w zakresie emocjonalnym. Ludzie spełniający kryteria psychopatii rozumieją, że inni przeżywają emocje, jednak zupełnie ich one nie obchodzą. Te braki w empatii sprawiają, że pozbawienie kogoś życia nie wywołuje w nich poczucia winy czy wyrzutów sumienia. Interesują ich wyłącznie własne potrzeby i uczucia. Nie potrafią kontrolować swojego zachowania, nie czują się za nie odpowiedzialni, z łatwością manipulują otoczeniem, często cechuje ich powierzchowny urok osobisty. Tak było m.in. w przypadku Teda Bundy’ego, który zgwałcił i zabił co najmniej 20 kobiet (choć sam sprawca przyznał się do 30 zabójstw). Morderca był niezwykle przystojnym i charyzmatycznym mężczyzną, co pomagało mu w wabieniu ofiar oraz zdobywaniu ich zaufania. Dodatkowo podczas procesu, kiedy Amerykanie mieli okazję zobaczyć Bundy’ego w mediach, wiele kobiet uczyniło z niego obiekt westchnień, kompletnie ignorując jego straszne czyny, zaś koncentrując się na jego uroku osobistym.
Nie istnieje jedno wyjaśnienie występowania osobowości psychopatycznej oraz skłonności do popełniania wielokrotnych morderstw. Jedna z najbardziej rozpowszechnionych hipotez sugeruje, że tego typu czyny najczęściej popełniają osoby, które mają na swoim koncie trudne, traumatyczne dzieciństwo. Koncepcja ta nazywana jest behawiorystyczną i przyjmuje, że psychopatia jest zdeterminowana przez czynniki środowiskowe. Rzeczywiście, wielu seryjnych zabójców to osoby, które doświadczyły odrzucenia i przemocy. W ich biografiach bardzo często przewija się też motyw wykorzystania seksualnego. Upraszczając, można przedstawić różne style rodzicielstwa jako pewien wymiar, na jednym krańcu którego znajduje się obsesyjna kontrola, zaś na drugim – całkowita obojętność i brak uczuć. Większość normalnych rodzin nieprzejawiających żadnych dysfunkcji można byłoby umieścić gdzieś pośrodku tej skali. Natomiast jeśli przeanalizujemy życiorysy seryjnych morderców, dojdziemy do wniosku, że wielu z nich doświadczyło jednego z krańcowych stylów wychowania. Nie oznacza to, że zaburzone relacje z rodzicami automatycznie muszą prowadzić do późniejszych zbrodni, jednak znacząco zwiększają prawdopodobieństwo, że dziecko wyrośnie na psychopatę. Innym wzorcem, który powtarza się wśród zabójców, są określone zachowania w najmłodszych latach: piromania, znęcanie się nad zwierzętami oraz brak przyjaciół. Nie warto zaniedbywać tego typu nieprawidłowości, licząc, że dziecko z nich „wyrośnie” – często nie tylko nie zanikają, ale wręcz przeradzają się w poważne krzywdy wyrządzane innym ludziom.
Wspomniany wcześniej Ted Bundy został urodzony przez młodą, niezamężną dziewczynę, która porzuciła go w domu samotnych matek. Po dwóch miesiącach jego dziadkowie podjęli decyzję o zaadoptowaniu dziecka – przez wiele lat przyszły morderca żył w przekonaniu, że jego matka jest jego siostrą. W dodatku jego dziadek, Sam Cowell był osobą gwałtowną, stosującą przemoc i nadmiernie przejmującą się opinią publiczną.
Peter Kürten, niemiecki seryjny morderca skazany za dziewięć zabójstw wychowywał się w biednej rodzinie, w której dochodziło do przemocy i nadużyć seksualnych. Chłopiec niejednokrotnie był świadkiem zarówno współżycia między rodzicami, jak i stosunków ojca z jego siostrami. Wiele razy był również brutalnie bity i głodzony przez ojca alkoholika. Badacze nie mają wątpliwości, że tak traumatyczne dzieciństwo musiało odbić się na jego psychice i spowodować głębokie zaburzenia emocjonalne. Jak twierdzi sam Kürten, zabijania nauczył się od sąsiada, który był hyclem i wzbudzał podziw dziecka, maltretując i uśmiercając psy na jego oczach.
Więzień, który trafił do celi wraz z Mariuszem Trynkiewiczem jako jego „strażnik” (ponieważ współwięźniowie szybko dowiedzieli się, że Trynkiewicz przebywa w więzieniu z powodu molestowania i zabicia kilku chłopców, w związku z czym mogło mu grozić niebezpieczeństwo), wspomina, że zbrodniarz nie okazywał żadnej skruchy. Dzieci, które atakował, były dla niego atrakcyjnym celem, ponieważ wydawały mu się bezbronne i nie groziło mu z ich strony żadne niebezpieczeństwo. Sam Trynkiewicz żył w ciągłym strachu. Kobiety budziły w nim odrazę z powodu negatywnych wspomnień związanych z matką, która stosowała wobec niego przemoc fizyczną i próbowała kontrolować każdy aspekt jego życia.
Podobny charakter miały zbrodnie popełnione przez Jürgena Bartscha, który w latach 60-tych pobił, wykorzystał seksualnie i zamordował czterech chłopców w wieku od ośmiu do trzynastu lat. Jego czyny miały charakter jednoznacznie seksualny – jak sam mówił, największego pobudzenia doświadczał, masakrując martwe już ciała. Z wymienionymi wyżej mordercami łączy go również trudne dzieciństwo. Bartsch został porzucony przez biologiczną matkę tuż po porodzie, przez co jego pierwszy rok życia upłynął w szpitalnym żłobku, gdzie trudno było o czułość i rodzicielską troskę. Po tym czasie został zaadoptowany, jednak również w nowym domu nie zaznał szczęścia i miłości. Matka adopcyjna znęcała się nad nim, a otoczenie relacjonowało później, że na ciele dziecka często pojawiały się siniaki. Opiekunowie dodatkowo izolowali chłopca od rówieśników, w obawie, że dowie się od nich, iż jest adoptowany. Po latach morderca relacjonował: „Dostawałem w twarz. Tylko dlatego, że stałem jej na drodze, często był to jedyny powód. Kilka minut później byłem już „kochanym chłopcem”, którego się obejmuje i całuje. Matka była wtedy zaskoczona, że się jej boję i nie odwzajemniam bliskości”.
Czytając tak przykre i trudne w odbiorze opisy nieszczęśliwego, przepełnionego strachem i bólem dzieciństwa, chwilami trudno się dziwić, ze wychowywane w ten sposób dzieci nie wyrosły na zdrowych i zrównoważonych dorosłych. Należy pamiętać, że to właśnie pierwsze lata życia są kluczowe dla rozwoju emocjonalnego dziecka. Miłości, empatii, bliskości oraz różnych innych uczuć uczymy się przede wszystkim od rodziców i opiekunów, a braki w tym zakresie bardzo trudno nadrobić. Seryjni mordercy najczęściej wybierają sobie ofiary słabe, nad którymi mogą łatwo sprawować kontrolę. Czasami można zauważyć, że interesuje ich określony „typ” osób, np. kobiety przypominające ich matkę. Czyny sadystyczne niejednokrotnie mają być zemstą za krzywdy doznane w dzieciństwie. Często wiąże się to z satysfakcją seksualną, której sprawca nie jest w stanie osiągnąć w inny sposób.
Czy to oznacza, że każdy seryjny morderca ma na swoim koncie traumatyczne, pozbawione miłości i ciepła dzieciństwo? Okazuje się, że nie. Istnieje wielu sprawców tego typu zbrodni, którzy nie mają w swojej historii takich wspomnień. Jednym z najbardziej znanych, polskich seryjnych zabójców był Bogdan Arnold, który zamordował i zmasakrował cztery prostytutki. O tym, że w jego mieszkaniu dzieje się coś niepokojącego, sąsiedzi zorientowali się dopiero wtedy, gdy zaczął się z niego wydobywać bardzo nieprzyjemny zapach, a w budynku zalęgły się muchy i inne robactwo… Choć biegli psychiatrzy zdiagnozowali u niego psychopatię, trudno doszukiwać się jej przyczyn w trudnym dzieciństwie. Arnold wychował się w szanowanej, zamożnej rodzinie współwłaścicieli wytwórni fortepianów. Jego rodzice wspominali jednak, że od najmłodszych lat przejawiał skłonności do sadyzmu oraz zubożenie emocjonalne.
Innym przykładem obalającym mit o agresywnych rodzicach morderców jest Karol Kot, który krótko po maturze zamordował kilka osób. Przyszły zabójca wychował się w inteligenckiej rodzinie. Jego matka prawdopodobnie dostrzegała sadystyczne skłonności ukochanego syna, jednak ignorowała je, nie przyjmując do wiadomości, że z jej dzieckiem mogłoby być coś nie tak. Po latach okazało się, że chłopiec znęcał się nad swoją siostrą, molestował szkolne koleżanki, lubił podpalać strychy i piwnice, a także często przychodził do ubojni, gdzie przyglądał się pracy rzeźników. Ci ostatni dawali mu krew zwierząt, którą chłopiec… wypijał. Morderca nie zdradzał żadnych wyrzutów sumienia, a upodobanie do zabijania ludzi nazywał „swoją prywatną sprawą”. Dopiero sekcja zwłok wykazała rozległego guza w jego mózgu. Z pewnością był on bezpośrednią przyczyną nieprawidłowych zachowań zbrodniarza.
Choć nie każdy człowiek z traumatyczną przeszłością wkracza na ścieżkę zbrodni, często okazuje się, że seryjni mordercy mają za sobą trudne dzieciństwo, podczas którego doznali licznych upokorzeń. Psychologowie nie są zgodni co do tego, jaka jest przyczyna osobowości psychopatycznej i najczęściej przyjmują, że może ona mieć dwa źródła: biologiczne i środowiskowe. Warto zauważyć, że sadystyczne skłonności zwykle ujawniają się już w najmłodszych latach. Pozwala to przypuszczać, że gdyby choć część opisanych sprawców trafiła w młodym wieku do dobrych terapeutów lub psychiatrów, być może byliby oni w stanie zdiagnozować ich zaburzenia i przynajmniej zmniejszyć prawdopodobieństwo późniejszych tragedii.