Wielu z nas marzy o szalonej, płomiennej miłości. Jednocześnie wiemy, że nie warto „tracić głowy” dla ukochanej osoby, a burza hormonalna nie powinna przysłaniać nam zdrowego rozsądku. Ale jak pogodzić te dwie kwestie? Czy można się zakochać i pozostać przy zdrowych zmysłach? Jak sprawić, by nasza miłość nie odebrała nam umiejętności trzeźwego myślenia i nie przesłoniła całego świata?
Podobno przynajmniej raz w życiu trzeba kompletnie zwariować z miłości. Wybuch namiętności bywa bardzo gwałtowny i trudny do poskromienia. Jest to niezwykle przyjemny stan, podczas którego czujemy się jak pod wpływem środków odurzających: wydaje nam się, że wszystko jest możliwe, a rzeczywistość maluje się w samych jaskrawych barwach. Ukochana osoba jest w naszych oczach perfekcyjna i pozbawiona wad. Zakochany człowiek zachowuje się trochę jak niespełna rozumu: traci zainteresowanie dotychczasowymi pasjami, jego ogląd świata jest zaburzony, odczuwa nagły przypływ energii, nierzadko nie może spać i jeść. Niestety, im większe „szaleństwo”, tym bardziej bolesny okazuje się powrót do szarej rzeczywistości. Taki stan nie może bowiem trwać wiecznie: wiecznie przyspieszone bicie serca, niespokojny oddech i gwałtowne zmiany nastroju na dłuższą metę nie pozwoliłyby nam normalnie funkcjonować, a każdy, nawet najwspanialszy człowiek ma wady i słabości, które prędzej czy później poznamy. W dodatku kiedy jesteśmy zakochani, często popełniamy ogromne błędy i robimy głupstwa, za które później przychodzi nam słono płacić. Wydaje się więc, że lepiej unikać wielkich porywów serca, by nie narażać się na rozczarowania i cierpienie. Z drugiej jednak strony, każdy z nas pragnie wielkiej miłości i emocji, które pozwolą nam poczuć, że naprawdę żyjemy. Ale czy istnieje jakikolwiek sposób, by pogodzić te dwa rozbieżne cele?
Skąd się bierze namiętność? Wiele par z wieloletnim stażem narzeka, że ich uczucia względem siebie zmieniły się w trakcie trwania relacji. Na początku były gwałtowne i nieokiełznane, a z czasem wielką chemię zastąpiły spokój, wzajemne zaufanie i poczucie bezpieczeństwa. Skończyły się spontaniczne randki, nerwowe oczekiwani na telefon i przyspieszone bicie serca na widok ukochanej osoby. Oczywiście, to nie oznacza, że między partnerami nieuchronnie pojawia się obojętność – wiele małżeństw wciąż cieszy się udanym życiem seksualnym, wzajemnym pociągiem i silnymi uczuciami. Są one jednak nieco inne niż na początku. Istotą zauroczenia i namiętności jest bowiem… niepewność. Właśnie dlatego jej wybuch przypada na etap, w którym nie znamy jeszcze zbyt dobrze drugiej osoby, nie jesteśmy pewni, czy jej na nas zależy ani tego, w jaką stronę podąża nasza relacja. Wraz z rozwojem związku w naturalny sposób dążymy do zobowiązania i bycia ze sobą na co dzień, dzięki czemu lepiej się poznajemy i czujemy się ze sobą coraz bardziej bezpiecznie.
Wybuchy namiętności mogą być bardzo przyjemne, jednak czasem powinny wzbudzać naszą czujność. Czym innym są „motyle w brzuchu” na widok niedawno poznanej, atrakcyjnej osoby, a czym innym – huśtawka nastrojów spowodowana ciągłymi kłótniami, rozstaniami i powrotami. Nieustanny strach przed utratą ukochanej osoby sprawia, że chwile bliskości smakują szczególnie dobrze. Jednak tak chwiejna relacja nie jest zdrowa – nie warto tracić głowy i podporządkowywać swojego życia toksycznemu związkowi.
Drugą kwestią, o jakiej zawsze należy pamiętać, jest niepodporządkowywanie całego swojego życia jednej jego dziedzinie. To normalne, że nasze priorytety ulegają zmianie, kiedy się zakochujemy. Nagle okazuje się, że zamiast poświęcać się swojej pasji lub pracować po godzinach, by zarobić więcej pieniędzy, wolimy spędzić ten czas z ukochaną osobą. Jednak nie warto pozwalać, by nowa, krótkotrwała relacja zmieniła całe nasze życie. Zauroczenie nie usprawiedliwia zaniedbywania obowiązków i przyjaciół. Nie należy również zdradzać swoich dotychczasowych wartości w imię nowego związku. Jeśli do tej pory byliśmy przeciwni romansowaniu z zajętą osobą, nie róbmy tego tylko dlatego, że się nią zauroczyliśmy. Jeśli nasz partner ma zupełnie inne potrzeby, marzenia i plany na przyszłość, również nie zobowiązujmy się, że zmienimy dla niego swoje podejście do życia. Ukochana osoba powinna nas wspierać i sprawiać, że jesteśmy najlepszą wersją samych siebie, a nie powodować, że zapominamy o sobie i zdradzamy własne ideały.
Początki związku to czas, w którym patrzymy na obiekt swoich uczuć przez różowe okulary. Wydaje nam się najatrakcyjniejszą, najmądrzejszą i najbardziej interesującą osobą, jaką kiedykolwiek spotkaliśmy. Nie możemy jednak podchodzić do niego zupełnie bezkrytycznie. Nawet najlepszy człowiek nie jest pozbawiony wad, a im szybciej je dostrzeżemy, tym mniejsza szansa, że zwiążemy się z kimś, kto zupełnie do nas nie pasuje. Warto przyjrzeć się ukochanemu człowiekowi jak najbardziej trzeźwo. Warto w tym celu opisywać sobie różne sytuacje z jego udziałem tak, jakbyśmy byli kronikarzami. Co się zdarzyło? Co zrobił nasz partner? O czym to świadczy, na jakie cechy wskazuje? Namiętność z czasem staje się mniej intensywna, więc nie może być jedyną rzeczą, która łączy parę. Musimy poważnie zastanowić się nad tym, czy nasze cele są zbieżne, a cechy osobowości kompatybilne. Krótko mówiąc: czy jesteśmy w stanie nie tylko się kochać, ale również przyjaźnić i wspierać w rozmaitych życiowych sytuacjach.