Dojrzewanie dzieci jest długotrwałym i skomplikowanym procesem. Na początku swojego życia niemowlę jest zupełnie bezradne i zależne od opieki swoich rodziców. Matka i ojciec mają do odegrania niewdzięczną rolę: w pierwszych latach muszą niemal całkowicie poświęcić się roli opiekunów, by stopniowo pozwalać swoim latoroślom na coraz większą samodzielność, a w końcu pogodzić się z tym, że stały się one zupełnie dorosłe i przyszedł czas, by „wyfrunęły z gniazda”. Dlaczego zaakceptowanie tego stanu rzeczy bywa tak trudne?
Chyba każdy z nas zna kogoś, czyje relacje z rodzicami w dorosłym życiu są bardzo dalekie od ideału. Idealnie zgodne rodziny wielopokoleniowe możemy zobaczyć jedynie w filmach oraz ociekających sztucznością reklamach. W prawdziwym życiu na co dzień mamy do czynienia z odmiennymi opiniami, różnicami charakterów i poglądów oraz wizji dotyczących tego, jak powinny wyglądać wzajemne relacje. Jeśli masz rodziców, którzy w pełni akceptują twoją odrębność, znają cię i lubią takiego, jaki jesteś oraz potrafią odnaleźć się w drugoplanowej roli, jaką obecnie pełnią w twoim życiu – masz ogromne szczęście. Bardzo wielu dorosłych spotyka się z ogromnym niezrozumieniem oraz chęcią kontroli ze strony swoich rodziców. Choć takie relacje należy nazwać toksycznymi, nie stanowią one rzadkości. Wkroczenie w dorosłość własnych dzieci dla wielu matek i ojców stanowi wielką trudność i problem, z którym zupełnie nie potrafią sobie poradzić.
Aby zrozumieć stopień skomplikowania kontaktów między dziećmi a rodzicami, musimy cofnąć się do czasów niemowlęctwa. W tamtym czasie główny opiekun (na ogół mama) jest całym światem dla nowonarodzonego, małego człowieka. Nasz gatunek jest jednym z tych, których przedstawiciele tuż po urodzeniu są kompletnie bezbronni i niesamodzielni. Aby przeżyć, potrzebują opieki ze strony starszych, w pełni rozwiniętych osobników. Zaś aby dorośli byli skłonni poświęcać się i zajmować potomkiem, muszą być do niego mocno przywiązani. Natura wyposażyła nas w odpowiednie hormony i instynkty, dzięki którym niemal natychmiast wytwarza się specyficzna więź między rodzicami a ich dzieckiem. Szczególnie matka, która przez wiele miesięcy jest dosłownie, fizycznie połączona ze swoją latoroślą, a później pozostaje z nią w bardzo bliskim kontakcie za sprawą karmienia piersią, często traktuje dziecko niemal jak część siebie. Dojrzewanie dzieci przewraca świat do góry nogami i wymaga pełnego zaangażowania. Bardzo często pociąga to za sobą pełne przeorganizowanie dotychczasowego życia oraz wiele różnych wyrzeczeń.
Choć taka sytuacja pojawia się przejściowo, bardzo wielu rodziców ma spory problem z zachowaniem zdrowego balansu pomiędzy pozostaniem sobą a sprawowaniem opieki nad małym dzieckiem. Zapewne każdy z nas zna przynajmniej jedną matkę lub parę, która po pojawieniu się na świecie potomka w trwały sposób zmieniła się nie do poznania: porzuciła swoje dotychczasowe zainteresowania, zaniedbała wygląd, karierę i przyjaźnie oraz w pełni poświęciła się opiece nie tylko nad noworodkiem, ale również coraz starszym dzieckiem. Wiele kobiet po zostaniu matkami zupełnie odpuszcza sobie relacje małżeńskie, koncentrując się na nowej roli. Często pojawiają się dylematy i konieczność dokonywania trudnych wyborów: dziecko czy kariera? Spędzanie czasu w domu czy dbanie o siebie lub pielęgnowanie przyjaźni?
Oczywiście, opisana wyżej postawa stanowi pewną skrajność, jednak bardzo często stanowi podłoże późniejszego braku zgody rodziców na dojrzewanie dzieci. „Syndrom opuszczonego gniazda” jest tym dotkliwszy, im większą część codzienności rodziców stanowiło potomstwo. W przypadku ludzi, którzy całkowicie skoncentrowali się na rolach opiekunów, po wyprowadzeniu się dzieci pojawia się ogromna pustka, którą trudno zapełnić. Rodzice mogą czuć się „oszukani” – wierzyli, że poświęcenie dla rodzicielstwa im się opłaci, tymczasem córka lub syn chce rozluźnić ich kontakty i prowadzić własne, odrębne życie. Często nie realizuje pragnień i ambicji rodziców, ma inną wizję dotyczącą swojej przyszłości lub po prostu prezentuje cechy odmienne od tego, co wymarzyli sobie matka i ojciec.
Czy to oznacza, że musimy zaakceptować toksyczne zachowania swoich rodziców i pozwolić im na kontrolowanie naszych decyzji? Oczywiście, że nie. To naturalne, że w pewnym wieku zaczynamy dorosłe życie i w pewnym sensie odcinamy się od rodziny pochodzenia. Ważne, byśmy sami mieli świadomość tego, że mamy takie prawo i nie musimy czuć się winni, że „porzucamy” rodziców. Możemy ich rozumieć i wspierać, jednak w żadnym wypadku nie należy rezygnować z siebie i swoich potrzeb. Być może początki będą trudne, jednak jeśli rodzice szanują nas jako odrębne jednostki, z pewnością po jakimś czasie zrozumieją, że dojrzewanie dzieci jest naturalnym procesem i zmienią swoją codzienność tak, by lepiej się do niej przystosować. Sytuacje, w których dorośli ludzie prowadzą „podwójne życie”, okłamując swoich rodziców w kwestiach nawyków (np. palenia papierosów), religii, a nawet orientacji seksualnej, stanowią swego rodzaju patologię, która nikomu nie wychodzi na dobre. Każdy z nas ma prawo być sobą, o ile nie przekracza tym samym wolności drugiego człowieka. Kochający rodzice z pewnością to uszanują i nauczą się traktować nas po partnersku.